Aleksander Kamiński osobiście znał wszystkie osoby, które pojawiły się na kartach Kamieni na szaniec. Autor, z zawodu historyk i pedagog, z zamiłowania wychowawca i instruktor harcerski, po kampanii wrześniowej dotarł na rowerze z Mikołowa do Warszawy i od razu włączył się w pracę konspiracyjną. Wszedł w skład Głównej Kwatery Szarych Szeregów, a pod koniec 1940 roku założył Organizację Małego Sabotażu „Wawer”. Rudy, Zośka i Alek, przyszli bohaterowie Kamieni na szaniec, byli podkomendnymi autora, a Tadeusz Zawadzki ps. Zośka był dowódcą jednego z szesnastu rejonów organizacji. Właśnie pamiętnikarska relacja Zośki stała się kanwą do napisania tego wyjątkowego reportażu.
Kamiński odpowiadał również za redagowanie „Biuletynu Informacyjnego” Komendy Głównej ZWZ/AK i spisanie historii grupy przyjaciół, którzy oddali życie w walce o wolną Polskę, wpisywało się w jego działalność w Biurze Informacji i Propagandy KG AK. Niczym Sienkiewicz, Kamiński pisał Kamienie na szaniec dla pokrzepienia serc rodaków, poddanych terrorowi i nieludzkim prześladowaniom ze strony niemieckiego okupanta. Wedle wspomnień autora, tekst powstawał „na gorąco” – on dyktował, a jego żona spisywała słowa na maszynie.
Książka miała za zadanie pokazać celowość walki z Niemcami, uznanie i usankcjonowanie gotowości do poniesienia ofiary oraz podtrzymanie aktywności społeczeństwa w obliczu niemieckich prześladowań.
Bezpośrednią przyczyną powstania Kamieni na szaniec był ciąg wydarzeń, zapoczątkowany w nocy z 22 na 23 marca 1943 roku aresztowaniem przez Gestapo (niemiecka tajna policja państwowa) Janka Bytnara ps. Rudy. Po kilku dniach brutalnych tortur, 26 marca 1943 roku, Rudy został odbity przez przyjaciół z konspiracji w słynnej akcji pod Arsenałem. Niestety Rudy zmarł z powodu ran zadanych mu w śledztwie, a w trakcie akcji ciężko ranny został drugi z trójki przyjaciół, Aleksy Dawidowski ps. Alek, który zmarł tego samego dnia co Rudy. Po śmierci przyjaciół Zośka, czyli Tadeusz Zawadzki, przeżył załamanie psychiczne, z którego wyszedł, spisując swoje wspomnienia z ostatnich wspólnych lat z Rudym i z Alkiem.
Tytuł pamiętnika Zośki, Kamienie rzucone na szaniec, nawiązywał do jednej z ulubionych książek Rudego. To książka autorstwa Karola Koźmińskiego wydana w 1937 roku, zatytułowana Kamienie na szaniec, opowiadająca o losach dwunastu żołnierzy Legionów Polskich z czasów I wojny światowej.
Oczywiście pierwotną inspiracją, zarówno dla Karola Koźmińskiego jak i dla Tadeusza Zawadzkiego, był fragment wiersza Juliusza Słowackiego Testament mój:
Lecz zaklinam, niech żywi nie tracą nadziei […]
A kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei,
Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec…
Aleksander Kamiński zamierzał nadać swojemu reportażowi tytuł Życie i śmierć, ale uległ namowom Tadeusza Zawadzkiego, który wyjawił, że Rudy, umierając, poprosił o wyrecytowanie wiersza Słowackiego, a te kilka wersów powtórzyć miał przed samą śmiercią.
Ostatecznie książka ukazała się pod tytułem Kamienie na szaniec po raz pierwszy w lipcu 1943 roku.
Klamra czasowa, spinająca wydarzenia opisane w utworze Kamińskiego, obejmuje okres czterech lat i rozpięta jest pomiędzy początkiem ostatnich przedwojennych wakacji w czerwcu 1939 roku a śmiercią Tadeusza Zawadzkiego (Zośki) w ataku na posterunek niemieckiej żandarmerii we wsi Sieczychy w sierpniu 1943 roku.
Większość wydarzeń rozgrywa się na obszarze okupowanej Warszawy i okolic.
Posłuchajcie opowiadania o Alku, Rudym, Zośce i kilku innych cudownych ludziach, o niezapomnianych czasach 1939–1943 roku, o czasach bohaterstwa i grozy. Posłuchajcie opowiadania o ludziach, którzy w tych niesamowitych latach potrafili żyć pełnią życia, których czyny i rozmach wycisnęły piętno na stolicy oraz rozeszły się echem po kraju, którzy w życie wcielić potrafili dwa wspaniałe ideały: BRATERSTWO I SŁUŻBĘ. [Aleksander Kamiński, Kamienie na szaniec, Wa-wa 1999]
Pierwsze, konspiracyjne jeszcze, wydanie Kamieni na szaniec ukazało się cztery miesiące po akcji pod Arsenałem. W okupowanej Polsce szalał niemiecki terror. Na porządku dziennym były łapanki, aresztowania, masowe rozstrzeliwania zakładników. Mimo klęski pod Stalingradem niemiecki Wehrmacht wciąż jeszcze mocno trzymał się na wszystkich frontach, pełną parą działały niemieckie „fabryki śmierci” w obozach koncentracyjnych, a III Rzesza trzymała pod butem niemal całą Europę, od Pirenejów do Wołgi i od Sycylii po koło podbiegunowe.
Wydana w takich realiach opowieść o trójce bohaterskich przyjaciół miała podnieść na duchu zmaltretowany, czteroletnią już okupacją, polski naród. Niczym harcerska gawęda, opowiadana kiedy płonie ognisko i szumią knieje, miała nieść nadzieję, tym razem nie przywoływaniem bohaterów z zamierzchłej przeszłości, ale tych współczesnych czytelnikowi, których być może mijał na ulicy albo z którymi mógł się kiedyś poznać na wycieczce, na obozie harcerskim, na spacerze, czy w jakichś innych okolicznościach.
Innymi słowy przesłanie autora brzmiało: Posłuchajcie opowiadania…, może was zainspiruje do podobnej postawy w tych trudnych czasach. Kamiński, harcerz i wychowawca młodzieży, nie chciał, aby ta ofiara, złożona przez jego dawnych podkomendnych, była bezowocna. Chciał również uczcić pamięć tych zwykłych chłopców, którzy stali się wzorem do naśladowania, bo nawet w obliczu śmiertelnego zagrożenia dochowywali wierności wyznawanym zasadom.
Jan Bytnar (Rudy), Maciej Aleksy Dawidowski (Alek) i Tadeusz Zawadzki (Zośka) to trójka przyjaciół z 23. Warszawskiej Drużyny Harcerskiej. Po zdaniu matury w renomowanym warszawskim liceum im. Stefana Batorego spędzają wspólne wakacje w Beskidach. Po zajęciu Polski przez Niemcy niemal natychmiast przystępują do konspiracyjnej walki z okupantem. W ramach Szarych Szeregów włączają się w działania, wpierw Małego Sabotażu, a potem Grup Szturmowych.
Kiedy Gestapo aresztuje Rudego i poddaje go okrutnym torturom, przyjaciele organizują akcję odbicia go z niemieckich rąk. Udaje im się to za drugim podejściem, niestety po kilku dniach Rudy umiera wskutek ran zadanych mu przez niemieckich zwyrodnialców z Gestapo. Tego samego dnia umiera Alek, drugi z trójki przyjaciół, śmiertelnie raniony w czasie akcji odbijania przyjaciela.
Zośka wini się za śmierć przyjaciół, przechodzi załamanie psychiczne, ale podnosi się, spisując wspomnienia z ostatnich kilku lat przyjaźni. Wkrótce ponownie aktywnie włącza się w walkę konspiracyjną. Po kilku tygodniach – jako jedyny z całego oddziału – ginie w ataku na posterunek niemieckiej żandarmerii, jakby chciał dołączyć do Rudego i Alka.
Ur. 24 stycznia 1921 roku, poległ 20 sierpnia 1943 roku w potyczce pod Sieczychami. Harcmistrz i drużynowy 23. Warszawskiej Drużyny Harcerskiej. Komendant Rejonu organizacji „Wawer” (Mały Sabotaż) i pierwszy komendant warszawskich Grup Szturmowych (GS); podporucznik AK, odznaczony Krzyżem Virtuti Militari V klasy i Krzyżem Walecznych (dwukrotnie).
Tadeusz pochodził z inteligenckiej rodziny kultywującej patriotyczne tradycje. Jego matka, Leona Siemińska, była córką powstańca styczniowego, nauczycielką historii i geografii oraz zaangażowaną społeczniczką. To ona zdecydowała, by nadać Zośce imię po Naczelniku Kościuszce. Ojciec, Józef Zawadzki, wybitny chemik, współzałożyciel Polskiego Towarzystwa Chemicznego, był przed wojną rektorem Politechniki Warszawskiej, a w czasie okupacji działał w Radzie Wychowawczej Szarych Szeregów.
Przezwisko, które Tadeusz zawdzięczał swej delikatnej powierzchowności, to jeden z najbardziej rozpoznawalnych pseudonimów w całej polskiej historii. Imieniem „Zośka” nazwano batalion GS okryty sławą w trakcie najcięższych walk powstania warszawskiego.
Podobno „Zośka” przylgnęła do małego Tadka już wtedy, gdy pierwszy raz pojawił się w szkole: szczególną uwagę zwracał średniego wzrostu chłopiec o miłej buzi i rozsądnych oczach, lecz uczesany na lalkę, z grzywką i tak jakoś bardzo cherubiańsko – Ale Zośka! – wyrwał się któryś i tak już zostało.
Jakby na przekór warunkom fizycznym osiągał znakomite wyniki w sporcie. Szczególnie upodobał sobie strzelectwo, hokej i tenis. Ogromną wagę przywiązywał do samokształcenia i stałego rozwoju, nie zaniedbywał ich nawet w czasie wojny, a sportowa rywalizacja wzmacniała jego charakter. Był uparty, ambitny i konsekwentny w przezwyciężaniu słabości i zamienianiu ich w atuty. Od dzieciństwa bał się wody, a mimo to samodzielnie nauczył się pływać i doszedł w tym do takiej wprawy, że został członkiem drużyny pływackiej.
Bardzo szerokie i różnorodne zainteresowania oraz wyróżniające się zdolności organizacyjne i biegłość w planowaniu i przewidywaniu uczyniły z niego wybitnego dowódcę. Sprawdził się zarówno w akcjach Małego Sabotażu, jak i w walce zbrojnej. Siłą jego charakteru było również to, że nie robił niczego dla zdobycia uznania i poklasku, a jedynie z wewnętrznego przekonania o słuszności swoich działań.
Nie unikał towarzystwa, ale preferował samotność. Niełatwo było zdobyć jego zaufanie, lecz kiedy to się już komuś udało, znajdował w Zośce oddanego i lojalnego przyjaciela, gotowego do najwyższych poświęceń. To przyjaźń i wewnętrzne zobowiązanie do tego, aby pomóc przyjacielowi, napędzała go w sporze z dowództwem Szarych Szeregów, które odmawiało zgody na odbicie aresztowanego i torturowanego przez Niemców Janka Bytnara.
Śmierć skatowanego przyjaciela sprawiła, że załamał się psychicznie, stracił zapał do działania i odsunął się od ludzi. Podniósł się dopiero wtedy, gdy za radą ojca zaczął spisywać wspomnienia o Rudym i o ich przyjaźni.
Spore piętno na psychice Zośki odcisnął również tygodniowy pobyt w więzieniu, gdzie trafił w efekcie przypadkowego aresztowania. Fizyczne i psychiczne dolegliwości, które go spotkały, z jednej strony jeszcze bardziej niż dotychczas uświadomiły mu ryzyko związane z działalnością w konspiracji, z drugiej uświadomiły, że można zginąć, trafić do więzienia lub do obozu również wtedy, kiedy nic się nie będzie robić, aby przeciwstawić się okupantowi.
Wybór mógł być tylko jeden – walczyć. I Tadeusz Zawadzki ps. Zośka robił to najlepiej jak tylko potrafił. Zginął w czasie ataku na posterunek niemieckiej żandarmerii. I tak jak był przykładem za życia, tak stał się symbolem po śmierci.
Ur. 6 maja 1921 roku, zmarł 30 marca 1943 roku w wyniku obrażeń odniesionych w czasie gestapowskich tortur. Harcmistrz, członek „Wawra”, dowódca plutonu Grup Szturmowych, odznaczony Krzyżem Walecznych, podporucznik AK. Na jego cześć imieniem „Rudy” nazwano jedną z kompanii batalionu „Zośka”.
Pochodził z inteligenckiej rodziny o chłopskich korzeniach. Jego ojciec, Stanisław Bytnar, urodził i wychował się na wsi. Zdobył wykształcenie pedagogiczne i w dwudziestoleciu międzywojennym był m.in. kierownikiem 1. Szkoły Pedagogiki Specjalnej. Wcześniej walczył w I Brygadzie Legionów Piłsudskiego i został odznaczony orderem Virtuti Militari. Matka, Zdzisława Bytnarowa, również była nauczycielką i pełniła funkcję kierownika Szkoły Specjalnej, którą wcześniej sama zorganizowała. Po śmierci syna i wywózce męża do Auschwitz, sama zaangażowała się w aktywną działalność konspiracyjną, tajne nauczanie oraz prowadzenie Harcerskiej Poczty Polowej.
Nikogo nie dziwiło, że dla wzorującego się na postawie rodziców Janka, najważniejszą sprawą i sensem życia była służba Polsce. Mówił o tym szczerze i bez patosu, a jego postawa i zachowanie – również w tych najtrudniejszych dniach, kiedy przebywał w łapach niemieckich oprawców z Gestapo – były najlepszym potwierdzeniem tych słów.
Fizycznie Janek Bytnar wyróżniał się ogromną ilością piegów i wiecznie rozczochraną rudawą czupryną – stąd pseudonim Rudy. Urodzony intelektualista. Powszechną uwagę zwracało jego pełne rozwagi i inteligencji spojrzenie. Dał się poznać jako wielki miłośnik matematyki, wybitny umysł, a przy tym sprawny i pomysłowy konstruktor. Równie chętnie wdawał się w żywe dyskusje filozoficzne i kulturalne oraz rozwijał umiejętności techniczne i manualne.
Podobnie jak Zośka, przykładał ogromną wagę do samokształcenia i pracy nad sobą. Z zapałem i ambicją podchodził do każdego zadania, twierdząc, że nie ma takiej umiejętności, której nie można posiąść. Jego pomysłowość i zamiłowanie do majsterkowania znakomicie sprawdzało się w akcjach sabotażowych. To on tworzył szablony i pieczątki ze znakiem Polski Walczącej (PW) i z trupimi czaszkami, którymi stemplowano niemieckie afisze i ogłoszenia. On również był pomysłodawcą i wykonawcą słynnego „wiecznego pióra”, urządzenia do malowania kotwicy Polski Walczącej.
Cała jego konspiracyjna działalność była przykładem poświęcenia, zaangażowania i odpowiedzialności. Jego siła charakteru urosła do rangi symbolu, kiedy nieludzko męczony podczas przesłuchań, nie wydał żadnego z kolegów, nie zdradził żadnej tajemnicy. Rozwścieczeni jego oporem Niemcy zdecydowali, by zakatować go na śmierć. Rany okazały się tak poważne, że mimo bohaterskiej akcji kolegów, którzy odbili go w akcji pod Arsenałem, Rudy po kilku dniach zmarł.
Ur. 3 listopada 1920 roku, zmarł 30 marca 1943 roku od ran odniesionych w czasie akcji odbijania Rudego. Podharcmistrz, członek „Wawra”, sierżant podchorąży AK, dowódca drużyny GS, jako pierwszy żołnierz GS odznaczony Krzyżem Virtuti Militari. Jego imieniem nazwano jeden z plutonów GS.
Alek zawdzięczał swój pseudonim drugiemu imieniu, które otrzymał po ojcu Aleksym Dawidowskim. Pan Dawidowski był z wykształcenia inżynierem i pracował jako dyrektor Warszawskiej Fabryki Karabinów. Za odmowę współpracy z Niemcami został aresztowany i rozstrzelany w masowej egzekucji w Palmirach. Matka Alka, Janina Dawidowska, była z wykształcenia chemikiem, ale zajmowała się głównie prowadzeniem domu. Zatrzymana przez Niemców, którzy przyszli aresztować Alka, trafiła na Pawiak, a potem do obozów koncentracyjnych na Majdanku i w Ravensbrück. Przeżyła wojnę nie wiedząc o tragicznej śmierci syna, który do końca życia żył z poczuciem winy za jej aresztowanie.
Wysoki i szczupły Alek bywał czasem przez kolegów nazywany Glizdą. Kamiński opisuje go jako niebieskookiego, wciąż uśmiechniętego dryblasa. Spontaniczny i żywiołowy chłopak pracował w harcerstwie nad umiejętnością panowania nad emocjami, co sprawdziło się w późniejszej działalności konspiracyjnej. Z drugiej strony, wiecznie głodny przygód i wyzwań, był aktywnym członkiem Klubu Pięciu, czyli nieformalnej grupy pasjonatów narciarstwa i górskich wspinaczek.
Alek łatwo zjednywał sobie otoczenie, zarażając ludzi nieprzebranymi pokładami entuzjazmu i energii, nie szukał jednak taniej rozrywki za każdą cenę. Nie najlepiej dogadywał się ze starszymi kolegami z pracy, dla których ulubionymi zajęciami były karty, knajpy i chodzenie „na panienki”. Poważnie traktował słowa harcerskiego przyrzeczenia, unikał picia alkoholu i palenia tytoniu. Zdecydowanie lepiej odnajdywał się w towarzystwie wrażliwych i ambitnych kolegów z dawnej drużyny „Buków”.
Skromny, pełen pokory i unikający wielkich słów, w akcjach sabotażowych i dywersyjnych czuł się jak ryba w wodzie. Działania Alka i Rudego na tym polu to była swoista rywalizacja – który z nich dokona czynu bardziej spektakularnego, bezczelnego i odważnego. Wzajemnie napędzali się swoimi dokonaniami. Alek nie potrafił jednakże zaakceptować i nigdy nie zaakceptował w pełni konieczności zabijania ludzi, nawet tych, którzy byli jego śmiertelnymi wrogami. Zdawał sobie sprawę z konieczności prowadzenia walki zbrojnej z niemieckim okupantem, ale dręczyły go wyrzuty sumienia, bo zabijanie sprzeciwiało się jego zasadom moralnym i napawało go nieustającym niepokojem.
Jednak kiedy nadeszła chwila próby i od jego działań zależało życie i bezpieczeństwo przyjaciół, nie zawahał się ani przez moment i – nawet już poważnie ranny – skutecznie osłaniał granatami ich ucieczkę, do samego końca zachowując kamienny spokój i trzeźwość myślenia.
Alek był niemal archetypicznym przedstawicielem pokolenia Kolumbów. Niepozbawiony wad i ludzkich słabostek, niepogodzony z wojenną rzeczywistością, rozdarty pomiędzy chęcią życia pełną piersią i miłością do Basi, a patriotycznym obowiązkiem walki z okupantem, gotów był ponieść najwyższą ofiarę dla obrony spraw i ideałów, w które wierzył.
Rany, które odniósł osłaniając odwrót kolegów, okazały się śmiertelne i mimo szybko przeprowadzonej operacji, Alek zmarł tego samego dnia co Rudy.