Dziady cz. II i cz. IV po raz pierwszy ukazały się w 1823 roku w drugim tomie Poezji wraz z poematem Grażyna i wierszem Upiór, który jest rodzajem wprowadzenia do Dziadów cz. II. Ze względu na to, że obie te części powstawały w czasie, gdy ich autor bawił w Wilnie i w Kownie, zalicza się je w skład tak zwanych Dziadów wileńsko-kowieńskich. Właściwy tekst został poprzedzony wstępem własnym autora, w którym Mickiewicz wyjaśniał znaczenie obrzędu dziadów i pisał, że starał się odtworzyć go możliwie najlepiej wedle pierwowzoru znanego z ludowych przekazów i „gminnej poezyi”. Wskazywał jednocześnie na zaskakujący uniwersalizm obyczaju częstowania zmarłych i jego występowanie we wszystkich niemal zakątkach znanego mu świata.
Tytułowe dziady to nazwa prastarego obrzędu ludowego ku czci przodków, obrzędu wywodzącego się jeszcze z przedchrześcijańskich tradycji i zwyczajów. Sprawowano je, czy też odprawiano, przede wszystkim w celu nawiązania kontaktu z duszami zmarłych i pozyskania ich przychylności, ale chodziło także o ulżenie duszom błąkającym się pomiędzy ziemią a zaświatami. Ludność wiejska tamtych terenów wierzyła, że zmarli nigdy nie są zupełnie zmarli, a świat żywych współistnieje ze światem umarłych. Komunikowano się z nimi przez guślarzy, pytano o radę, proszono o pomoc, a podczas tajnych nocnych obchodów stawiano im jadło na mogiłach lub zapraszano do chat.
Zdarzało się, że w zależności od regionu dziady obchodzono kilka razy w roku, jednak najczęściej miało to miejsce w wigilię Wszystkich Świętych. W domu rodzinnym Mickiewicz niejednokrotnie słyszał opowieści służebnych, swojej starej niańki i sługi Błażeja, i w Dziadach cz. II sięga do tych zapamiętanych z dzieciństwa – dosyć powszechnie jeszcze wówczas praktykowanych – ludowych zwyczajów i wierzeń.
Ważną rolę przypisuje też poeta prostej ludowej moralności – czyli m.in. przekonaniu, że granice między dobrem a złem są jasne i wyraźne, a kara za zło jest nieuchronna, jeśli nie w tym, to w tamtym świecie.
Wprowadzeniem do II części Dziadów jest utwór Upiór. Tytułowa postać to duch nieszczęśliwie zakochanego młodzieńca, który – choć to nie zostało w utworze wyrażone wprost – popełnił samobójstwo z powodu tej miłości. Upiór tęskni do swej „lubej” i każdego roku w Dzień Zaduszny powraca do żywych pchany nadzieją, że ją odnajdzie i odzyska. Cierpi przy tym fizycznie i duchowo, a potem wraca do grobu.
Upiór wraca i w samym tekście dramatu jako milczące Widmo, które wraz z pianiem koguta pojawia się wśród zgromadzonych w cmentarnej kaplicy i podąża w ślad za dziewczyną w czerni.
Ani czas, ani miejsce akcji nie są określone precyzyjnie. Wiemy tylko, że rzecz dzieje się w cmentarnej kaplicy w przeddzień Wszystkich Świętych. Nie znamy ani roku, ani nazwy wsi, w której znajduje się kaplica. Możemy jednak z dużym prawdopodobieństwem przyjąć, że chodzi o czasy współczesne powstawaniu utworu oraz wioskę bardziej z bliskich autorowi okolic Nowogródka niż z Wileńszczyzny czy Kowieńszczyzny.
Są dziwy w niebie i na ziemi, o których ani się śniło waszym filozofom. Są to słowa, które wypowiada młody duński książę Hamlet, tytułowy bohater dramatu Szekspira. Kieruje je do swojego przyjaciela, opowiadając mu o pojawiającej się zjawie, o duchu swojego zamordowanego ojca.
Przywołany przez Mickiewicza cytat jest ważną wskazówką interpretacyjną. Autor „przestrzega”, że wydarzeń, które opisuje, nie da się racjonalnie tłumaczyć. Klasyczne metody, wiedza i rozum już nie wystarczą. Oto – kolejna po balladzie Romantyczność – zapowiedź narodzin polskiego romantyzmu.
W wigilię Wszystkich Świętych w cmentarnej kaplicy zbierają się wszyscy mieszkańcy wioski. Zgodnie z odwieczną tradycją będą przywoływać dusze czyśćcowe.
Prowadzący obrzędy Guślarz nakazuje pozamykać drzwi i pozasłaniać okna. W ciemnościach zaczyna wzywać dusze czyśćcowe, aby przybyły do kaplicy. Przygotowano dla nich jadło i napoje, by zaspokoiły głód i pragnienie, a dla zbawienia ich dusz ludzie zebrani w kaplicy odmawiać będą pacierze.
Guślarz podpala garść kądzieli i rozrzuca ją wokół, zwołując dusze tych, co za życia:
Zabłysnęli i spłonęli
Jako ta garstka kądzieli.
Na to zaklęcie zjawiają się podobne do aniołków duszyczki Józia i Rózi, dzieci jednej z miejscowych kobiet obecnej w kaplicy. Po śmierci czas mija im beztrosko, podobnie jak za życia, jednak doskwiera im nuda. Proszą zebranych jedynie o dwa ziarenka gorczycy, ponieważ w swoim życiu doczesnym nie doświadczyły smutku i nie mogą się dostać do nieba, bo:
Kto nie doznał goryczy ni razu,
Ten nie dozna słodyczy w niebie.
Dzieci odchodzą, a Guślarz nakazuje ludziom ustawić kocioł wódki na środku kaplicy i podpalić go. Ogień zabłysnął wielkim płomieniem i natychmiast zgasł, a Guślarz przyzywać zaczął duchy potępione za najcięższe zbrodnie, nawet po śmierci ukarane przywiązaniem do ciała.
Odrażające, niemiłosiernie poranione widmo, które wyłania się z mroku, to duch zmarłego przed trzema laty dawnego dziedzica tutejszego majątku. Ukarany został doświadczaniem wiecznego głodu, a otaczająca go chmara żarłocznych, drapieżnych ptaków nieustannie szarpie jego ciało. Przeklęta dusza marzy tylko o tym, aby uwolnić się od udręczonego ciała i odpocząć, choćby w piekle, bo ma świadomość, że droga do nieba pozostaje dla niej zamknięta. Aby tak się stało, ktoś z żyjących, dawnych poddanych dziedzica, musiałby ulitować się nad nią, nakarmić ją i napoić.
Nie zezwalają na to zmienione w drapieżne ptaki dusze niegdysiejszych poddanych dziedzica, którzy pomarli z głodu za jego przyczyną.
Przytłoczony tymi oskarżeniami Dziedzic sam przyznał, że nie ma dla niego ratunku:
Bo kto nie był ni razu człowiekiem,
Temu człowiek nic nie pomoże.
Po zniknięciu ducha okrutnego Pana, Guślarz zapala wianek ze święconego ziela i wzywa dusze tych, którzy oderwani od realnego świata żyli zanurzeni w świecie marzeń.
Na wezwanie Guślarza przybywa Pasterka pędząca przed sobą baranka. To Zosia, zwiewna postać, dziewczyna anielskiej urody, kiedyś najładniejsza we wsi, która odrzucała jednak wszystkich zalotników. Żyła wprawdzie beztrosko, ale też nigdy nie zaznała prawdziwego szczęścia. Po śmierci, zawieszona gdzieś między niebem a ziemią, błąka się po zielonych, pełnych kwiecia łąkach i polach. Zosia chce, żeby obecni na obrzędach młodzi chłopcy spróbowali chwycić ją za ręce i przyciągnąć do ziemi. Tęskni za prawdziwym uczuciem, pragnie ziemskiej miłości, która otworzy jej drogę do raju, gdzie na razie nie może się dostać, bo:
Kto nie dotknął ziemi ni razu,
Ten nigdy nie może być w niebie.
I tym razem Pasterka nie doczeka się pomocy, musi poczekać jeszcze dwa lata, bo dopiero wtedy – jak mówi obecnym Guślarz – zgodnie z bożymi wyrokami skończy się jej pokuta.
Zosia znika, a Guślarz po raz ostatni wzywa wszystkie dusze, rzucając w kąt kaplicy garście soczewicy i maku. Żadna dusza się nie pojawia, nikt nie odpowiada na jego wezwanie i kiedy mieszkańcy wsi zaczynają się powoli rozchodzić wraz z pianiem koguta, spod podłogi wyłania się Widmo.
Postać mężczyzny z krwawą pręgą od serca aż do nóg staje przy obecnej w kaplicy, przybranej w czerń Pasterce. Milczy, nie odpowiada na pytania Guślarza czy czegoś potrzebuje. Nie reaguje na jego wezwanie, aby odszedł, nawet wtedy, gdy ten zaklina go w imię Boga, ani gdy go kropi święconą wodą. Także Pasterka stoi nieruchoma, nie odpowiada na pytania Guślarza. Czemu nosi żałobę, skoro jej mąż żyje? Czemu uśmiecha się do Widma, jakby je znała. Czy zna tę postać? Kobieta wciąż milczy, więc na polecenie Guślarza wieśniaczki biorą ją pod ręce i wyprowadzają z kaplicy. Ku przerażeniu ludzi Widmo podąża za nimi.
Jest widmem romantycznego kochanka, który nie dość, że prawdopodobnie obdarzył uczuciem kobietę zamężną, to popełnił samobójstwo, jeden z najcięższych grzechów, których może dopuścić się chrześcijanin.
Samobójczą śmierć sugeruje opis zjawy. Widmo, które pojawiło się w cmentarnej kaplicy, miało czerwoną pręgę na szyi.
Zwraca lice ku pasterce,
Białe lice i obsłony,
Jako śnieg po nowym roku. [...]
Patrzcie, ach, patrzcie na serce!
Jaka to pąsowa pręga,
Tak jakby pąsowa wstęga
Albo jak sznurkiem korale,
Od piersi aż do nóg sięga.